Mokra przygoda: jak pokochać jazdę rowerem w deszczu
Kiedy niebo płacze, rowerzyści się cieszą
Pamiętam swoją pierwszą dłuższą wyprawę w strugach deszczu – miałem wtedy 15 lat, a mój stary góral ledwo zipał. Dotarłem do domu przemoczony do suchej nitki, ale z głową pełną endorfin. Od tamtej pory deszcz stał się moim sprzymierzeńcem, a nie wrogiem.
Dlaczego warto jeździć w deszczu? Bo to zupełnie inne doświadczenie – świat wygląda inaczej, dźwięki są stłumione, a ulice pustoszeją. W zeszłym roku podczas wrześniowej ulewy przejechałem warszawskie bulwary i miałem wrażenie, jakbym miał całe miasto tylko dla siebie.
Deszczowy niezbędnik: co naprawdę działa
Przez lata testowałem różne rozwiązania i mogę powiedzieć, że w Polsce najlepiej sprawdzają się:
- Kurtki z membraną (ale uwaga na te za tanie – większość to ściema)
- Spodnie z podwijanymi nogawkami (nigdy nie wiadomo, kiedy złapie nas ulewa)
- Buty rowerowe z Gore-Texem (wiem, drogie, ale warto)
Największy sekret? Warstwy. Zawsze zaczynam od bielizny termoaktywnej, potem cienka bluza, a na wierzch dopiero kurtka. Dzięki temu nawet przy +5°C nie marznę, a pot skutecznie odprowadzany jest na zewnątrz.
Technika jazdy: mokre ABC
Nauka jazdy w deszczu przypomina nieco naukę chodzenia – trzeba nabrać nowych odruchów. Oto co wyciągnąłem z 10 lat mokrej praktyki:
Element | Jak to robić |
---|---|
Hamowanie | Delikatne pulsowanie zamiast jednego mocnego ściśnięcia |
Zakręty | Przenoszenie ciężaru ciała, a nie skręcanie kierownicą |
Przejeżdżanie przez kałuże | Lekko unieść nogi i pozwolić rowerowi płynąć |
Największy błąd? Próba jazdy jak w suchym. W deszczu wszystko trwa dłużej – hamowanie, skręcanie, przyspieszanie. Trzeba dać sobie i rowerowi więcej przestrzeni i czasu.
Co zrobić po powrocie do domu
Zostawienie mokrego roweru w przedpokoju to proszenie się o kłopoty. Mój rytuał wygląda tak:
- Natychmiastowe wytrzeć ramę suchą szmatką
- Przewiązanie łańcucha (używam specjalnego smaru do mokrej pogody)
- Sprawdzenie hamulców (szczególnie jeśli są V-brake)
- Pozwolenie, by wszystko wyschło naturalnie (nigdy nie stawiam przy kaloryferze!)
Bonusowy trik – na mokre dni mam specjalny zestaw akcesoriów: dodatkową linkę hamulcową, zapasowe klocki i smar w małym opakowaniu. Warto też zainwestować w błotniki – te z Decathlonu za 50 zł sprawdzają się zaskakująco dobrze.
Dlaczego to warte zachodu
Jazda w deszczu uczy pokory i cierpliwości. To także świetny test dla sprzętu i naszych umiejętności. A kiedy już dotrzesz do celu, mokry do suchej nitki, poczujesz satysfakcję, której nie da żadna słoneczna przejażdżka.
Najlepsze wspomnienia? Zawsze te z najgorszej pogody. Jak ta wyprawa w góry, kiedy wracaliśmy w gradzie, śmiejąc się jak szaleni, bo i tak nie mogło być gorzej. Takie chwile zostają w pamięci na zawsze.